poniedziałek, 10 maja 2021

Pierre Lemaitre, Kolory ognia

 


 Finezyjnie i dotkliwie


Pierre Lemaitre, Kolory ognia, przeł. Joanna Polachowska, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2020, 479.


    Jednym z moich ulubionych filmów nieodmiennie pozostaje Żądło (1973) w reżyserii George’a Roy’a Hilla, opowiadający historię zmyślnej, brawurowej zemsty. Wspominam o tym filmie, ponieważ nowa książka francuskiego pisarza Pierre’a Lemaitre’a Kolory ognia także traktuje o zemście, a poza tym akcja książki osadzona została w tym samym okresie co akcja filmu. Tyle tylko że Lemaitre stworzył historię zemsty z iście francuską lekkością i finezją.
    Powieść zaczyna się od trzęsienia ziemi, a później jest już tylko gorzej – dla głównej bohaterki, Madeleine Péricourt. Jest rok 1927, umiera jej ojciec, wpływowy bankier. Do tego jej kilkuletni syn Paul podczas ceremonii pogrzebowej wypada z okna (wspaniała, choć straszna scena, kiedy dziecko spada na trumnę dziadka) i na skutek tego zdarzenia zostaje sparaliżowany. Madeleine skupia się na opiece nad dzieckiem i nie zauważa, że ponoć bliskie i zaufane osoby robią wszystko, by pozbawić ją majątku. Efekt jest taki, że ląduje wraz z synem w małym mieszkanku w kamienicy, niemal bez środków do życia. Otrząsa się jednak z niemocy i wraz z pewnym zdeterminowanym i skutecznym mężczyzną zaczynają realizować plan zemsty. Koniec końców okazuje się, że nawet bezwzględni i chciwi mężczyźni nigdy nie powinni poniewierać inteligentną, zdesperowaną i gotową na wszystko kobietą, bo słono za to zapłacą.
    Wbrew pozorom nie zdradzam w tym miejscu zbyt wiele z fabuły Kolorów ognia. Opowieści o zemście – bardzo liczne tak w literaturze, jak i filmach – oparte są na tym samym schemacie. Finał jest przewidywalny, ale najciekawsze jest to, w jaki sposób przygotowywana jest pułapka, w którą wpaść mają źli ludzie bądź zdrajcy. Lemaitre już we wcześniejszych książkach udowodnił, że potrafi tworzyć niebanalne historie, ale akcja w Kolorach ognia jest chyba najbardziej skomplikowana, precyzyjna i zaskakująca – rzekłby finezyjna w niewymuszony sposób, jakby francuski autor był człowiekiem, dla którego planowanie zemsty jest chlebem powszednim. Poza tym kolejne kroki, które prowadzą przeciwników Madeleine prosto w pułapkę, także przeprowadzają czytelnika przez barwną historię polityczną i gospodarczą, tak samej Francji, jak i w ogóle Europy lat 20. i 30 XX wieku. Kolory ognia nie są tylko i wyłącznie opowieścią o zemście, ale także skreśloną z iście epickim rozmachem historią tamtych czasów. Barwnych, ale naznaczonych niepewnością i strachem przed przyszłością, która nie rysowała się w jasnych barwach, co doskonale przejawia się w losach postaci wykreowanych przez francuskiego pisarz.
    Właśnie – bohaterowie powieści… Lemaitre przyzwyczaił już czytelników, że umie stworzyć niebanalne, psychologicznie pokomplikowane postacie, więc żadne to zaskoczenie, że i takie są w nowej powieści. Przy czym na plan pierwszy wysuwają się postaci kobiece, co jest pewnym novum w prozie francuskiego pisarza. I nie chodzi tylko i wyłącznie o główną bohaterkę, Madeleine. W Kolorach ognia jest kilka naprawdę wybornych postaci kobiecych drugiego a nawet trzeciego planu. Jest więc w powieści ekscentryczna śpiewaczka Solange, którą z synem Madeleine łączy specyficzna przyjaźń, jest także Vladi, Polka (taki smaczek dla naszych czytelników), opiekunka syna głównej bohaterki, która początkowo nie mówi ni w ząb po francusku, ale świetnie porozumiewa się ze swoim podopiecznym - i która jest szczerą katoliczką i równie szczerą nimfomanką. A to nie wszystkie ciekawe bohaterki tej powieści.
    Dla mnie dużą wartością nowej powieści Lemaitre’a jest jej stylistyczne wyrafinowanie. Autor świetnie operuje słowem, ale przy tym nie sili się na tanie efekciarstwo i językowe popisy dla samych popisów. Lemaitre pisze tego rodzaju prozę, którą można smakować dla samego brzmienia zdań (wielkie oklaski dla tłumaczki powieści!), co w dzisiejszej literaturze, głównie stawiającej na akcję i jeszcze raz akcję, nie jest częste. Po prostu – w każdym zdaniu, każdym akapicie potwierdza się, że obcuję z pisarzem – może powinienem napisać: Pisarzem – a nie zwykłym autorem książek.
    Bardzo ceniłem Lemaitre’a jako autora kryminałów, twórcę cyklu z komisarzem paryskiej policji, niziutkim Camille'em Verhoevenem (na przykład świetne, choć dosyć brutalne powieści Alex i Ofiara). Wydaje mi się jednak, że dopiero po tym jak francuski autor porzucił ten cykl i zaczął tworzyć fabuły niekryminalne (prawdę powiedziawszy nie do końca, bo i w Do zobaczenia w zaświatach, i w Kolorach ognia pojawiają się wątki przestępstw czy nawet zbrodni), w pełni rozwinął skrzydła. Inaczej rzecz ujmując, stał się lepszym, pełniejszym pisarzem. Może schematy powieści kryminalnej ograniczały Lemaitre’a, może zwyczajnie potrzebował czasu, aby rozwinąć w sobie potencjał do tworzenia innego rodzaju prozy. Nie mam pojęcia, jak rzeczywiście było, ale w gruncie rzeczy nie ma to większego znaczenia. Nie dociekam nadmiernie i zwyczajnie raduję się Kolorami ognia. Od dawna nie czułem chęci, by drugi raz przeczytać tę samą powieść. Jestem pewien, że po Kolory ognia sięgnę po raz kolejny. I to niebawem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz