czwartek, 26 lipca 2018

Zbawcy pszczół


Peter May, Na Szlaku Trumien, przeł. Lech Z. Żołędziowski, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2018, s. 381.

    Trylogia Wyspa Lewis Petera May'a, której akcja rozgrywa się na Hebrydach Zewnętrznych, jest - jak dla mnie - jedną z najlepszych serii kryminalnych ostatnich lat. Dostarczyła mi naprawdę wiele lekturowych przyjemności. Później szkocki pisarz postanowił porzucić w swoim pisaniu smagane wichrem i deszczem, malownicze wyspy, które opisywał z niezwykła wrażliwością, wręcz czułością, umieszczając akcję kolejnych książek w innych miejscach i pejzażach. Powieści Wyspa powrotów i Na gigancie nie były wprawdzie złe, ale ledwie średnie, co w przypadku pisarza, który zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko, sprawiło mi spory zawód. Dlatego wcale nie zdziwiłem się, że May postanowił powrócić na Hebrydy. Mimo iż powieść Na Szlaku Trumien nie jest bezpośrednią kontynuacją trylogii, czuć w niej jednak, by tak rzec, ducha tej serii.
   Jak to zwykle u szkockiego pisarza bywa, nowa powieść jest gatunkowym miksem, któremu najbliżej jest chyba do thrillera ekologicznego. Fabuła Na Szlaku Trumien (tytułowy szlak, to droga, którą w dawnych latach mieszkańcy wyspy Lewis przenosili zmarłych, by pochować ich w głębi wyspy tam, gdzie były warunki do pochówku) zbudowana została na wyrazistym, często stosowanym w prozie spod znaku zbrodni schemacie: utracie pamięci przez głównego bohatera. Sponiewierany, ledwie żywy mężczyzna odzyskuje przytomność na plaży. Wie, że stało się coś strasznego i że cudem uniknął śmierci, jednak nie pamięta, co się się stało, ani kim jest. Stopniowo dowiaduje się (od innych), że nazywa się Neal Maclean i przyjechał na wyspę Harris, by pisać książkę. Ukrywając fakt utraty pamięci, stara się dociec, kim jest. Musi się spieszyć, bo wokoło niego robi się coraz niebezpieczniej. Na pobliskiej wyspie został zamordowany mężczyzna. Neal ma niejasne odczucie, że miał z tą zbrodnią coś wspólnego. Poza tym ktoś dybie na jego życie.
    W schemat bohatera pozbawionego pamięci wbudowana została historia proekologiczna, znowu - ogrywana już dosyć często w prozie kryminalnej czy sensacyjnej. Wielki koncern chemiczny wprowadził do sprzedaży środek ochrony roślin, który niszczy populację pszczół, choć miał być dla owadów nieszkodliwy. Grupa zaangażowanych naukowców potajemnie prowadzi badania, które mają udowodnić, że środek zabija - choć nie od razu - pszczoły i powinien zostać bezwarunkowo wycofany z rynku.
    Jak już wspominałem, May zbudował nową powieść na czytelnych, zgranych schematach, jednak autorowi tak udało się poprowadzić opowieść, że nie miałem odczucia, że czytam powieść przewidywalną. W wątku utraty pamięci May zastosował podwójny twist, dzięki czemu napięcie w całej historii utrzymuje się niemal do ostatniej strony. Także wątek eko szkocki pisarz ustawił trochę inaczej niż to zwykle bywa w tego rodzaju książkach. Najczęściej dominuje w nich czarno-biały schemat: pazerne korporacje są złe, ekolodzy dobrzy i nieustępliwi do tego stopnia, że zawsze tryumfują. May domieszał do tego tematu więcej szarości. Oczywiście, w Na Szlaku Trumien korporacja jest nieodmiennie zła i pazerna, jednak druga strona nie jest wcale krystalicznie czysta, bo ideały, jak to ideały, czasami przegrywają z kuszącą wizją góry pieniędzy.
    Podobnie jak we wcześniejszych powieściach "hebrydzkich" w nowej powieści May'a pojawiają się wątki poboczne, jednak ściśle wplecione w główny tok fabuły. Jest więc w niej historia sprzed lat: latarników z niezamieszkałej wyspy, którzy zniknęli bez śladu w niejasnych okolicznościach. A także historia nastolatki, która nie umie się pogodzić ze śmiercią ojca i pogrąża się w destrukcyjnym buncie. Już w powieści Na gigancie May pokazał, że umie w pogłębiony i poznawczo interesujący sposób ukazywać perypetie nastolatków. Ten wątek obyczajowy w Na Szlaku Trumien dodaje opowieści dodatkowego smaczku.
    May wrócił na wyspę Harris. I dobrze, bo wrócił też do świetnej formy pisarskiej. Wprawdzie akcja nowej powieści May'a nie jest nazbyt chyża ani krwawa, ale przecież nie tego szukam od jakiegoś czasu w prozie szkockiego pisarza. A zatem czego? Psychologicznych subtelności, historii outsiderów, którzy zawsze idą pod prąd, malowniczych opisów przyrody czasami strasznej i groźnej, czasami niewyobrażalnie pięknej. Do tego dochodzi jeszcze wysublimowany styl tej prozy. Czegóż chcieć więcej?