poniedziałek, 9 marca 2020

 

 Traumy i sztuka



Grzegorz Skorupski, Dłonie śmierci, Wydawnictwo Oficynka, Gdańsk 2019, s. 390.


    Wydawać by się mogło, że czas polskiego kryminału retro, który w dużym stopniu przyczynił się do rodzimego boomu kryminalnego (ukłony dla Marka Krajewskiego…), powoli się kończy. Wydawcy chętniej sięgają po kryminały współczesne, czytelnicy częściej wybierają historie osadzone w naszym „tu i teraz”. Rzecz normalna w literaturze – jedne nurty zmieniają się w wąską strugę, zaś inne rozlewają się szeroko. Co – oczywiście – nie znaczy, że retro niebawem zniknie. Wciąż powstają – i zapewne wciąż będą powstawać – świetne kryminały historyczne. Prawdziwym objawieniem zeszłego roku była świetna powieść Glatz Tomasza Duszyńskiego, której akcja rozgrywa się w 1920 roku w Kłodzku. Ciekawie rozwija się pisanie kilku autorów, którzy już wcześniej postawili na retro opowieści o zbrodniach. Jednym z nich jest dla mnie Grzegorz Skorupski. I to o książce tego autora będzie piosenka. W sensie – recenzja.
    Akcja Dłoni śmierci (poetycko-patetyczny tytuł, jak na mój gust, nieco zgrzyta) rozgrywa się w 1920 roku w wielkopolskim Gostyniu, niby już polskim, ale wciąż naznaczony administracyjno-polityczną tymczasowością. W ciągu kilku dni zostaje zabitych w makabryczny sposób kilkoro mieszkańców miasta. Dzieło seryjnego zabójcy, "poetycznego", bo zostawia przy ofiarach kartki z fragmentami wierszy? Na to pytanie szuka odpowiedzi prokurator, który tymczasowo szefuje także miejscowej policji, Adam Karski i jego podwładni.
    Skorupski postawił w nowym kryminale na przerażające, wymyślne zabójstwa. Jasne, Marek Krajewski w serii o Mocku wyznaczył w tej kwestii pewne standardy, wielu autorów idzie wskazaną przez wrocławskiego pisarza drogą. Mnie ten kierunek średnio pasuje, by nie rzec - wcale, mnożenie makabrycznych opisów, choć może się wydawać poruszające, wydaje mi się po prostu słabe. Oddam jednak Skorupskiemu, że część zabójstw w Dłoniach śmierci miało być czymś w rodzaju dzieł sztuki, a sztuka czy literatura odgrywają w tej powieści sporą rolę (autor ma za to u mnie plusa), więc te pokręcone sposoby odbierania życia mają w tej opowieści jako takie uzasadnienie.
    Przyczepić się też muszę do wątku związanego psychologią u początków lat 20. XX wieku. W słowie Od autora przeczytałem, że pisarz konsultował ze specjalistami zagadnienia psychologiczno-psychiatryczne, jednak w niektórych momentach Karski i psychiatra doktor Dolsberg za bardzo analizują sprawę od strony psychologicznej jak współcześni profilerzy, co trąci lekkim anachronizmem.
    Jednak moim zdaniem w Dłoniach śmierci więcej zapisałbym Skorupskiemu na plus niż minus. Pisarz w ciekawy, pogłębiony sposób rozwinął temat traum wojennych, które mocno dotykają nie tylko samych żołnierzy, którzy doświadczyli piekła I wojny światowej, ale również ich bliskich. Do tego dał w Prologu naprawdę świetny kawałek prozy wojennej, co w polskim kryminale wciąż należy do rzadkości. Dłonie śmierci uwodzą też świetnie oddanym kolorytem lokalnym i realiami początków II RP na terenie Wielkopolski. Inaczej rzecz ujmując, powieść Skorupskiego jest naprawdę solidnym kryminałem miejskim, w którym Gostyń ukazany został w sposób plastyczny i pełny, ale bez zbędnego balastu encyklopedycznej wiedzy na temat miasta.
    Na pisanie Skorupskiego zwróciłem uwagę już przy okazji Smaku błękitu. Dłoniami śmierci pisarz potwierdził, że uczy się i rozwija. I to już niemało, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy tak wielu pisarzy i „pisarzy” stawia na taśmową produkcję tekstów, a nie – na samorozwój pisarski.

*

    Na koniec mały drobiazg, który mnie ubawił… Jeden z bohaterów Dłoni śmierci, niejaki Marciszewski, stwierdza: „Jeszcze nie spotkałem wartościowego człowieka, który by podkreślał coś w tekście książki czy wyrywał z niej kartki”. W książkach podkreślam ciągle i z pasją. Cóż, chyba nie jestem wartościowym człowiekiem…
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz