poniedziałek, 22 stycznia 2018

Między kubańskim światem a zaświatem


Adam Kwaśny, Wszystkie zajęcia Yoirysa Manuela. Opowieści kubańskie, Wydawnictwo La Compania, Kraków 2017, s. 207.

    Adam Kwaśny napisał książkę, jakiej jeszcze u nas nie było. I nie, nie jest to pusty znaczeniowo slogan rodem z blurba czy innego paratekstu promocyjnego. To zwyczajne stwierdzenie faktu. Autor, który od dawna włóczy się po Kubie i - jak mi się zdaje - kocha zarówno tę wyspę, jak i jej mieszkańców, postanowił wreszcie o tym miejscu napisać. Mógł wykorzystać sprawdzone już, popularne formuły gatunkowe. Mógł napisać "prozę podróżną" w typie tworzonej przez Andrzeja Stasiuka, w której pisarz po równi skupia uwagę na odwiedzanych miejscach, jak i własnych przemyśleniach. Mógł odwołać się do formy reportażu, jakże dzisiaj popularnej, i dać pogłębiony obraz swoistego fenomenu socjo-politycznego, jakim jest współczesna Kuba. Kwaśny jednak nie zrobił tego. Inaczej rzecz ujmując - opowiada o Kubie po swojemu. I w tym miejscu pojawia się już pierwsza wątpliwość: czy faktycznie Wszystkie zajęcia Yoirysa Manuela są tylko i wyłącznie opowieścią o Kubie?
   Bez wątpienia akcja napisanych przez Kwaśnego opowiadań (a raczej jednak opowieści, to ważne rozróżnienie, do wyjaśnienia którego wrócę), które składają się w narracyjną całość, rozgrywa się współcześnie na Kubie. Tylko tylko że nie ma w nich landszaftowych obrazków egzotycznej wyspy czy opisów komunistycznego skansenu, w którym zmuszeni są bytować miejscowi. Nie pobrzmiewają w nich kołyszące frazy z Buena Vista Social Club, nie czuć melancholii kubańskiego życia jakże dobrzej oddanej przez Leonardo Padurę w kryminalnym cykl Cztery pory roku. Choć czuć w tej prozie smak ciepłego rumu i drażniący zapach dymu z cygar. Znamienny jest już wybór miejsca akcji dokonany przez Kwaśnego - nie nieomal oczywista Hawana, lecz Trinidad, miasteczko położone nad południowym wybrzeżem Kuby, niemal pośrodku wyspy. Oczywiście, powikłana historia Kuby i jej niepewna teraźniejszość przewijają się przez strony Wszystkich zajęć...: ciągle żywe w pamięci Kubańczyków wspomnienia mrocznych czasów niewolnictwa, weterani wojny w Angoli, zapijający traumy, których zapić się nie da (chyba że na śmierć), absurdalne śledztwo policyjnych nieudaczników, obnażające specyfikę działania władz i służb na wyspie (opowiadanie Mięso czarowników) czy historia wyburzenia całej dzielnicy miasteczka po to, by móc bez przeszkód prowadzić budowę hotelu. Tak, to wszystko w książce Kwaśnego jest, jednak zdecydowanie w tle, opowiadane jakby mimochodem. Ot, fakty, które się zauważa, ale nie przywiązuje się do nich zbytniej wagi. Autor nie pisze kolejnej książki, próbującej przybliżyć specyfikę Kuby, "kiedyś" i "teraz" wyspy, nie sili się na antropologiczne czy socjologiczne uogólnienia. Kwaśnego interesują przede wszystkim ludzie. I to na dodatek bardzo specyficzni.
    We Wszystkich zajęciach... jest wiele oryginalnych, barwnych postaci. Taczkarz-poeta Maurilio, baron Nemesio, miejscowy bogacz, właściciel gospodarstwa rolnego i kapłan ginącego indiańskiego kultu, kowboj Carlito, niegdysiejszy wicemistrz Kuby w rodeo, tancerz-pucybut Leo, ksiądz Maes cierpiący na dziwną psychiczną przypadłość sprawiającą, że nie jest w stanie wytrzymać w ubraniu dłużej niż czterdzieści dwie minuty. Jednak na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się dwójka bohaterów. Pierwszy jest oczywisty, bo jego nazwisko umieszczone zostało w tytule zbioru. Yoirys Manuel ma trzydzieści pięć lat, jest kapłanem religii palo monte, która dotarła na wyspę z Afryki wraz z nieszczęsnymi niewolnikami. Ale też kimś w rodzaju czarownika, bo palo ma wielką moc wpływania na rzeczywistość. Zdecydowanie większą niż santeria, którą praktykuje Violeta, druga z głównych bohaterek książki ("Santeria jest dobra - mówi często [Violeta - przyp. RO]. - Jest szlachetna, ale palo, palo jest mocniejsze"). Oboje przewijają się przez prawie wszystkie teksty zbioru, ponieważ są bardzo ważnymi postaciami lokalnego światka. Na nich skupia się uwaga autora przede wszystkim dlatego, że książka jest nie tyle opowieścią o współczesnej Kubie, co o duchowości mieszkańców wyspy. Przedziwnym i fascynującym miksie wierzeń oraz kultów przeniesionych z Afryki i miejscowych przemieszanych z katolicyzmem. W tej duchowości świat miesza się z zaświatem, bardzo ważny jest kult zmarłych, obecność duchów/dusz niemal namacalna dla żyjących, wpływ rozlicznych bóstw, które mogą pomagać, ale również szkodzić. A na granicy dwóch światach stoją właśnie kapłani i czarownicy, którzy opiekują się ludźmi, dbają, by nie stała im się krzywda. Dla ludzi z zewnątrz kubańskie rytuały religijne mogą wydawać się dziwaczne: ofiary składane zmarłym, rytuały ociekające krwią, rumem i miodem, ekstatyczne obrzędy przy dźwięku bębnów... Jednak dla Kubańczyków sfera duchowa jest bardzo istotna, nierozerwalnie spleciona z realnym życiem, głęboko przeżywana. Opisy kubańskiej duchowości - jak sądzę - mogą robić szczególne wrażenie na Polakach. W prawie monoreligijnym, katolickim kraju, jakim jest Polska, dominuje religijność obrzędowa, w której uświęcona tradycją katolicka forma w niewielkim stopniu wypełniona jest duchową treścią. Inaczej rzecz ujmując - u nas religię się kultywuje, nie traktując jako przeżycia duchowego. Kwaśny ukazuje zupełnie inny rodzaj religijności i duchowości, może naiwny, ale jednak głęboko przeżyty, ekstatyczny.
    Narratorem w tekstach Kwaśnego jest Europejczyk, który jednak mocno zakorzenił się w kubańskim świecie, choćby dlatego że dotknął miejscowej religijności. Jest kimś, kto dobrze zna mieszkańców Trinidad i jest przez nich akceptowany. Jednak pewien nieusuwalny dystans obcości pozwala narratorowi wnikliwie opowiadać o przypadkach współczesnych Kubańczyków. Właśnie - opowiadać. Na okładce Wszystkich zajęć... czytam: "Adam Kwaśny (...) nawiązuje do tradycji kubańskich cuenteros, czyli opowiadaczy historii, którzy byli i są pamięcią wyspy". Przekładając to na rodzime realia, Kwaśny nawiązuje do formuły gawędy, gatunku całkowicie u nas zarzuconego. Forma swobodnej opowieści przesyconej mową potoczną, pełnej wtrętów i dygresji, oddającej zmienne nastroje i narratora, i bohaterów nadaje prozie Kwaśnego lekkości i przydaje autentyczności.
    Dzięki - jak już wspominałem - oryginalnej prozie Kwaśnego wszedłem w fascynujący świat kubańskiej duchowości. I mam coraz większą ochotę, aby wreszcie odwiedzić Kubę. Choć na religię palo monte chyba raczej nie przejdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz