poniedziałek, 28 września 2020

Guillaume Musso, Sekretne życie pisarzy

 


 

Pisarz, który nie pisze


Guillaume Musso, Sekretne życie pisarzy, przeł. Joanna Prądzyńska, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2020, s. 286.


    Tak mi się ostatnio poskładało, że niemal jedna po drugiej przeczytałem dwie powieści kryminalne/sensacyjne, których głównymi bohaterami są pisarze, czyli Wyspę Camino Johna Grishama oraz Sekretne życie pisarzy Guillaume’a Musso. Trochę to wyjątkowe, ponieważ nie tak znowu wiele jest prozy gatunkowej z bohaterami-pisarzami, czemu trudno się dziwić, bo zwyczajne życie pisarza zwykle pozbawione jest większych sensacji. Po prostu nuda, dłużny i klepanie w klawiaturę komputera. Zawsze jednak taki zwykły do bólu żywot można podrasować na potrzeby opowieści…
    Musso, francuski autor licznych bestsellerów, w których swobodnie miesza konwencje różnych odmian prozy gatunkowej, stworzył postać pisarz w stanie spoczynku, czyli takiego który nie pisze. Od dawna. Bohater Sekretnego życia pisarzy Fawles u szczytu pisarskiej karieru ogłosił, że definitywnie kończy z pisaniem, po czym zaszył się w swojej pięknej willi na urokliwej, choć nieco izolowanej wyspie na Morzu Śródziemnym. Przez dwadzieścia lat konsekwentnie odmawiał udzielania wywiadów, unikał też zbędnych kontaktów z ludźmi. A jego agent konsekwentnie wyjaśniał, że tajemnica zamilknięcia Fawlesa zasadza się na braku tajemnicy. Na tę samą wyspę przybył Bataille, pisarz przed debiutem, zagubiony i niepewny, czy jego teksty mają jakąkolwiek wartość. Będąc wielbicielem pisarstwa Fawlesa, rozpaczliwie szukał z nim kontaktu. Fawles dopuścił go do siebie tylko dlatego, że Bataille był mu potrzebny. Do tego na spokojnej wyspie doszło do okrutnego morderstwa. Czy ma ono związek z Fawlesem i nękającą go młodą dziennikarką? Próby rozwiązania zagadki tej zbrodni prowadzą do innej – sprzed lat, makabrycznej i głośnej medialnie. I na dobre zburzą mur, którym Fawles odgrodził się od świata.
    Musso w Sekretnym życiu pisarzy pokazuje, że zna (i zapewne ceni) wielu pisarzy, stąd tyle jest w tej powieści elementów intertekstualnych. Każdy z rozdziałów opatrzony jest mottem z mniej lub bardziej znanego autora, a w tekście jest sporo różnych nawiązań do pisarzy i ich książek. Do tego francuski autor posługuje się w powieści chwytem tekstu w tekście, poza tym pojawia się w nim postać… pisarza Musso, który z rzeczywistym pisarzem ma niewiele wspólnego, ale z wydarzeniami z fabuły powieści i owszem. Skądś to znamy? Jak najbardziej, są to jedne z charakterystycznych składowych powieści postmodernistycznej. Oczywiście, Musso używa postmodernizmu w wersji mocno soft, bardziej na pokaz i efekciarsko, jednak mnie, który swego czasu literaturę postmodernistyczną bardzo cenił, tym rozwiązaniem ujął.
    Za to francuski pisarz zupełnie nie ujął mnie intrygą, która stanowi oś Sekretnego życia pisarzy. Podejrzanie zbyt łatwo splatają się tam różne wątki, za wiele jest nagłych zbiegów okoliczności a zmyłki są za łatwe do odczytania. Poza tym Musso wplótł w intrygę pewien bardzo poważny i trudny temat, od czasu do czasu przewijający się przez media (nie mogę zdradzić jaki, bo „spalę” historię), jak sądzę tylko po to, by łatwo wzbudzić u czytelnika emocje, wzruszenie.
    Z Sekretnym życiem pisarzy Musso jest tak (co pewnie odnieść można do całego pisarstwa francuskiego autora), że albo konwencję tej powieści się kupuje i czyta dalej, albo nie i porzuca tekst po kilkunastu, kilkudziesięciu stronach. Ja kupiłem, co dało mi kilka godzina lektury może lekkiej i łatwej, ale dosyć przyjemnej.
    
 

wtorek, 8 września 2020

Zygmunt Miłoszewski, Kwestia ceny

 

 

 Pisarzu, na morze!


Zygmunt Miłoszewski, Kwestia ceny, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2020, s. 527.


    Odnoszę wrażenie, że Zygmunt Miłoszewski wciąż jeszcze nie do końca rozstrzygnął, jak będzie wyglądało jego pisarskie życie po Szackim. Po Gniewie (2014), ostatniej (jak na razie) powieści z serii o krnąbrnym prokuratorze, najpierw wydał powieść Jak zawsze (2017), w sumie całkiem ciekawy "obyczaj" wpleciony w historię alternatywną Polski. A niedawno pojawiła się powieść przygodowa czy sensacyjna (mniejsza o subtelne rozstrzygnięcia genologiczne) Kwestia ceny, w której autor powrócił do bohaterów i schematów wykreowanych wcześniej w Bezcennym (2013). Nie w tym nic złego, w końcu ta ostatnia książka stała się bestsellerem, czemu więc Miłoszewski nie miałby ponownie wykorzystać sprawdzonych rozwiązań.
    W Kwestii ceny, podobnie jak w Bezcennym, w centrum opowieści znajduje się historyczka sztuki Zofia Lorentz, która tym razem ma – do spółki ze swoimi bliskimi i kompanami – ni mniej, ni więcej tylko uratować ludzkość. Akcja powieści rozgrywa się w szerokim świecie, od Paryża po Sachalin, pojawia się w niej zła, chciwa korporacja farmaceutyczna, która chce stać się najpotężniejszą firmą globu, oraz grupa naukowców-idealistów, którzy są tak zafiksowani na idei uratowania ludzkości, że bez mrugnięcia okiem poświęcają życie poszczególnych ludzi, stających na drodze do realizacji ich celu. A bezwzględna gra toczy się o artefakt, który należał niegdyś do zamieszkującego Sachalin ludu Ajnów, przedmiot nie byle jaki, bo dzięki niemu ludzka cywilizacja może odmienić swój los (dodam: ponury).
    Historia jak historia, Miłoszewski utkał ją z dobrze znanych wątków, w czym nie widzę niczego złego, bo to w końcu proza gatunkowa. Byłem nawet skłonny przymknąć oko na to, że mniej więcej do dwieście pięćdziesiątej strony tej powieści emocje i napięcie są równie wielkie jak na grzybobraniu (a i potem też nie obgryzałem paznokci w trakcie lektury…), co w powieści przygodowej może być już pewnym problemem. Wystarczyło mi, że Miłoszewski – podobnie jak i we wcześniejszych książkach – posługuje się eleganckim stylem i składnią, która nie ogranicza się do zdań pojedynczych. Że wykreował kilka dobrze pomyślanych, na swój sposób sympatycznych postaci, jak choćby holenderskiego pirata, który poprzestaje na małym, czy najemnika, który przeżywa kryzys wiary. Albo że wciąż potrafi skreślić sceny nienachalnie komiczne, jak te z „atakiem” niedźwiedzia na Sachalinie czy z wełnianymi skarpetkami, który mogą zatrzymać każdy poryw namiętności. Ale jedna rzecz odstręczyła mnie od tej powieści na dobre.
    W słowie Od autora Miłoszewski zwierzył się, że jest „żeglarzem neofitą”, zakręconym na punkcie nowej pasji. Jakoś po ludzku rozumiem, że autor chciał się nową fascynacją podzielić z czytelnikami, co sprawiło, że spora część akcji powieści rozgrywa się na morzach, na różnych jednostkach pływających. A nawet sama główna bohaterka, Lorentz, unosi się ponad dobę na falach oceanu w piankowym kombinezonie. Mnie niestety marynistyczne klimaty w prozie zupełnie nie kręcą, nie podniecają mnie wcale a wcale dokładne opisy statków czy wykonywanych przez nie manewrów, zwyczajnie nudzą mnie wszelkie morskie przygody. I nie jestem fanem powieści Clive’a Cusslera, którego powieściami zaczytuje się jeden z bohaterów Kwestii ceny, i ukłon w stronę którego zrobił Miłoszewski w swojej powieści. Nic więc dziwnego, że nie tyle dokończyłem lekturę powieści warszawskiego autora, co raczej ją zmęczyłem.
    Cóż, mam nadzieję, że zanim weźmie się z pisanie kolejnej powieści, Miłoszewski znajdzie sobie nowe, lepsze hobby. Czego i autorowi, i sobie życzę.