poniedziałek, 25 marca 2019


No, kto mnie zabił?


Antti Tuomainen, Człowiek, który umarł, przeł. Iwona Kiuru, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2019, s. 350.

    Prozę fińskiego pisarza Anttiego Tuomainena pokochał miłością szczerą od pierwszej przeczytanej książki, czyli powieści Czarne jak moje serce. Skąd wziął się ten nagły afekt? Tuomainen mimo iż pochodzi z Północy, pisze zupełnie inaczej niż jego koledzy po klawiaturze ze Szwecji czy z Norwegii, ma niebanalne pomysły fabularne, z lekkością zawodowego tancerza przekracza granice prozy kryminalnej, ma poczucie humoru, które bardzo mi odpowiada i - zwyczajnie - bardzo dobrze pisze. A do tego zaskakuje mnie niemal w każdej kolejnej książce. Tak jak w powieści Człowiek, który umarł.
   
    Tuomainen kojarzony jest z nurtem Helsinki noir (chyba nie muszę tłumaczyć, co to takiego), jednak w nowej powieści fińskiego autora ani akcja nie dzieje się w stolicy Finlandii, ani też nie jest ona nazbyt mroczna i krwawa. Akcja Człowieka, który umarł rozgrywa się w prowincjonalnym miasteczku Hamina, którego centrum otaczają kręgi coraz dłuższych ulic, co dobrze oddaje rytm życia jej mieszkańców, wyznaczany przez powtarzalne, podobne do siebie dni, tygodnie i miesiące. Głównym bohaterem, a zarazem narratorem powieści, jest trzydziestosiedmioletni Jaakko Kaunismaa, który ma „ciążowy brzuch”, żonę, które konsekwentnie go przekarmia, i dobrze prosperującą firmę, która za grube pieniądze eksportuje do Japonii grzyby, uznawane w Kraju Kwitnącej Wiśni za wyjątkowy przysmak. Jak łatwo się domyślić, niespodziewanie życie bohatera wywraca się do góry nogami. Od lekarza dowiaduje się, że wcale nie cierpiał na przewlekłą grypę, tylko był od jakiegoś czasu podtruwany, przez co ma prawie całkowicie zniszczone organy wewnętrzne. Rokowania są fatalne, bo medyk daje Jaakko góra kilkanaście dni życia. Na dodatek tego samego dnia bohater dowiaduje się, że żona zdradza go z jurnym kierowcą z jego własnej firmy, a w Haminie pojawia się konkurencyjna i agresywnie działająca firma, która chce zniszczyć biznes Jaakka. Nic więc dziwnego, że z dnia na dzień zaczyna on zachowywać co najmniej dziwnie, redefiniuje życiowe priorytety, próbując przede wszystkim ratować firmę, ale również szukając odpowiedzi na kluczowe pytanie: No, kto właściwie mnie zabił? Czyżby żona z pomocą kochanka?
    Oczywiście, Tuomainen zbudował fabułę nowej powieści na czytelnym, wielokrotnie wykorzystywanym czy to w prozie kryminalnej, czy w serial albo filmach schemacie. Mamy oto spokojne, prowincjonalne miasto i zwykłego aż do bólu bohatera, który nagle zostaje wrzucony w nietypową dla niego, z lekka absurdalną sytuację, zmuszającą go do działań, których wcześniej by się nie podjął i do spenetrowania granic, o istnieniu których nie miał pojęcia. Szkieletem fabuły powieści jest intryga kryminalna, nie nazbyt skomplikowana, a przy tym przedstawiana z lekkim przymrużeniem oka. Inaczej rzecz ujmując, w tej powieście absurd goni absurd, ledwo żywy i dręczony rozmaitymi dolegliwościami bohater mężnie zmaga się z zagrożeniami fizycznymi i psychicznymi. I ma wiele szczęścia. Czasami przymrużenie oka bywa aż nazbyt wyraźne, jak w zakończeniu powieści (za wiele zdradzić nie mogę…), mnie jednak tego rodzaju konwencja nie wadzi. Także dlatego że w powieści Tuomainena tak naprawdę nie chodzi o kryminalną zagadkę. Stanowi ona jedynie katalizator fabuły – nic więcej.
    Tuomainen opowiada przede wszystkim o rozterkach człowieka, który dowiaduje się, że niedługo, bardzo niedługo, umrze, że wyrok już zapadł, a apelacja nie wchodzi w grę. Początkowo Jaakko jest załamany i rozbity, koniec końców nie popada jednak w czarną rozpacz. Raz, że jego życie, spokojne i przewidywalne, nagle przyspiesza, nie tylko z jego powodu, dwa, wizja rychłej śmierci niespodziewanie otwiera mu perspektywę wolności, której braku sobie nawet nie uświadamiał. Zagrożony zgonem Jaakko wypada z kolein codziennej rutyny, zaczyna działać inaczej niż zwykł działać, myśleć i czuć w sposób bardziej jasny i mocny. Prawdę powiedziawszy, dopiero na kilkanaście dni przed śmiercią zaczyna żyć naprawdę. Taki oto paradoks. Czy to temat na oryginalną powieść, skoro podobnych było już wiele? Jak najbardziej. W opowieści Tuomainena o „człowieku, który umarł” nie ma nadmiernej powagi, zbytniego nadęcia w opisywaniu spraw ostatecznych. Jest za to dużo humoru, czasami czarnego, i wiele cudownie absurdalnych i groteskowych scen, na przykład takich jak kolacja z japońskimi kontrahentami, podczas której Jaakko oznajmia żonie, że wie o jej zdradzie. Na tle skandynawskiej prozy kryminalnej, która bywa nazbyt poważna, by nie rzec koturnowa, szczególnie kiedy dotyka problemów egzystencjalnych czy społecznych, teksty fińskie pisarza prezentują się odkrywczo i świeżo.
    Zdaję sobie sprawę, że proza Tuomainena, który momentami wychodzi bardzo daleko poza ramy klasycznego kryminału, pewnie nie każdemu czytelnikowi przypadnie do gustu. Mnie jednak nieodmiennie wprawia w zachwyt. Cóż, szczera miłość ma swoje prawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz