środa, 4 listopada 2020

Anna Kańtoch, Wiosna zaginionych

 


 Krystyna, po prostu Krystyna


Anna Kańtoch, Wiosna zaginionych, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2020, s. 399.


    Jakiś rok temu (z okładem) w jednym z wywiadów na pytanie, dlaczego ja, w końcu gorol, umieszczam akcję swoich kryminałów na Górnym Śląsku, wypaliłem: bo sami Ślązacy piszą za mało kryminałów o Śląsku. Było hasło, jest odzew! Anna Kańtoch właśnie zaczęła nową trylogię kryminalną osadzoną w śląskich realiach. A do tego akcja Wiosny zaginionych rozgrywa się w dużym stopniu w katowickich dzielnicach Janów i Nikiszowiec, podobnie jak w moim kryminale Zabij ich wszystkich. Nic więc dziwnego, że od razu rzuciłem się do lektury nowej Kańtoch.
    A już na poważnie… Uważam Kańtoch za jedną z najciekawszych „kryminalistek”, które się ostatnio u nas objawiły. Nie ogląda się na kryminalne trendy i mody, ma własne patenty, nie boi się umieszczać swoich fabuł gdzieś na pograniczach gatunku. Takie pisanie kryminalne lubię i cenię. Zresztą, moim zdaniem powieść Łaska, otwierająca pierwszą trylogię kryminalną Kańtoch, bez wątpienia jest jednym z najlepszych kryminałów ostatnich lat. Jednak już zamykająca poprzednią trylogię powieść Pokuta wydała mi się mdła, bezbarwna, by nie rzec – zwyczajnie nużąca. Wyglądało to trochę tak, jak Kańtoch zmęczyła się wykreowanymi bohaterami, koncepcją trylogii. Byłem więc bardzo ciekawy, jak będzie się prezentował następny kryminał autorki z Katowic. Powiem krótko i wprost: Wiosna zaginionych to istna petarda.
    Bez dwóch zdań, całą Wiosnę zaginionych „robi” główna bohaterka Krystyna, którą poznajemy w rozdziałach pisanych w pierwszej osobie (dobry pomysł!). Krystyna jest siedemdziesięcioletnią emerytowaną policjantką, która mieszka samotnie na katowickim Janowie. Często w recenzjach książek czy na ich okładkach pojawia się sformułowanie „takiego bohatera jeszcze nie było” – najczęściej jest to zwykła ściema. Jednak w przypadku stworzonej przez Kańtoch postaci Krystyny naprawdę nie przychodzi mi na myśl podobna. Oczywiście, jest sporo bohaterek w wieku senioralnym w komediach kryminalnych. Są to najczęściej z lekka zwariowane staruszki, które przez mniejszy lub większy przypadek rozwiązują zagadki zbrodni, bohaterki zwykle opisywane z przymrużeniem oka. Takie kreacje wydają mi się z lekka podejrzane, a nawet niewłaściwe. Bohaterka Kańtoch ukazywana jest jak najbardziej na poważnie. Krystyna jest kobietą z dużym bagażem doświadczeń (często złych), świadomą tego, co i dlaczego przeżyła, i co przeżyć może. Ma również świadomość ograniczeń, które z racji wieku ją dotykają, ale stara się je, na miarę możliwości, pokonywać. Jest samotniczką, ale dba o relacje z bliskimi, choć nie są one łatwe. Do tego ma bystry umysł, dystans do siebie i świata, potrafi też zaskoczyć nienachalnym humorem. Krystyna od strony obyczajowo-psychologicznej jest świetnie „ustawioną” postacią. No i jest, mimo wieku, wciąż nie lada jaką policjantką. Krystyna z Wiosny zaginionych jest jedną z tych bohaterek, które przykuwają moją uwagę.
    Prawdę powiedziawszy, innym bohaterom kryminału Kańtoch też nic nie brakuje. Największy potencjał – jak dla mnie – ma spośród nich trzydziestoletni aspirant Gryga, mający niebezpieczną skłonność do bardzo młodych kobiet. Tworzą z Krystyną ciekawy, choć nieoficjalny duet śledczy. Chociaż podejrzewam, że postać Grygi rozwinie się w pełni dopiero w kolejnych częściach trylogii.
    Intryga w Wiośnie zaginionych zbudowana została na sprawdzonych schematach. Jest w niej tajemnica z przeszłości. W roku 1963 starszy, ukochany brat Krystyny wyszedł z paczką znajomych na wycieczkę w Tatry. Zaginął. Z całej grupy ocalał jeden chłopak, który nie był w stanie wyjaśnić, co im się przydarzyło. Nie poniósł też żadnych konsekwencji. Doświadczenie utraty brata w dużym stopniu zaważyło, by nie powiedzieć, że położyło się cieniem, na całym życiu Krystyny. Jest też w intrydze wątek niezbyt udanej zemsty (wbrew pozorom nie zdradzam za wiele) i jeden bardzo zmyślny, zaskakujący twist (i tu już więcej powiedzieć nie mogę). No i jest tam jeszcze intrygujący wątek znikających psów. Nie zapominajmy o psach. Poza tym Kańtoch sensownie i w pogłębiony sposób przedstawiła motywacje zbrodniczych czynów. A nie jak to często bywa (niestety) w najnowszych kryminałach, w których psychopatyczny morderca morduje, bo jest psychopatycznym mordercą.
    Bez wątpienia jednym z głównych bohaterów powieści Kańtoch jest też Górny Śląsk, opisywany – by tak rzec – z dyskretną czułości. Janów, Nikiszowiec, okolice Boliny – Śląsk swojski, ale nieoczywisty (jak cała ta powieść). Dzięki Kańtoch mogłem znowu powędrować (tekstowo) po miejscach, które lubię. Dla czytelników, którzy nie znają Śląska będzie to na pewno odkrycie i dodatkowa frajda.
    Jak już wspominałem, dla mnie Wiosna zaginionych Kańtoch jest prawdziwą petardą. Mam nadzieję, że w drugiej części trylogii autorka też odpali fajerwerki. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz